czwartek, 29 stycznia 2009

Moje podróże z Kapuścińskim


Podróże z Herodotem. Ta przeciekawa i przeniezwykła książka towarzyszyła mi podczas mojej wycieczki na Kretę.
Autor, wybierając się w pierwszą swoją zagraniczną podróż do Chin, dostaje w
prezencie na drogę opasłe tomisko - "Dzieje Herodota".
I tak się zaczyna ich wspólne podróżowanie. Ryszard Kapuściński i Herodot ramię
w ramię przemierzają kolejne kraje. Łączy ich wiele - obaj są reporterami,
świadkami historii zmieniającej się na ich oczach, relacjonują na żywo zdarzenia,
o których przeciętny człowiek boi się czytać. W "Podróżach z Herodotem" autor
funduje nam dodatkową atrakcję podróży w czasie i przestrzeni, ponieważ jego
relacje przeplatają się z opowieściami jego "współtowarzysza" Herodota, którego
"Dzieje" wozi ze sobą w walizce.
I tak jak Herodot, starożytny historyk żyjący jeszcze przed naszą erą, z
niezwykłą przenikliwością, ale i humorem opisywał sławnych bohaterów, bitwy,
rzucając co i rusz ciekawe anegdoty, tak teraz Kapuściński daje nam obraz
wydarzeń, które obserwuje w swoich podróżach po Chinach, Indiach, Azji i Afryce.
Każdy kto zna choć trochę twórczość Kapuścińskiego, wie, że potrafi on w sposób
niezwykły przemawiać do wyobraźni widza. Tak, widza - bo przewracając kolejne
kartki czujemy się jakby naocznymi świadkami opisywanych sytuacji.
Sugestywność, empatia, wrażliwość, odwaga, ciekawość, upór - te słowa
przychodziły mi na myśl, gdy z zapartym tchem śledziłam za "Ricardo" relacje z
wojen domowych i zamieszek na ulicach w Afryce, z komunistycznych Chin ze
"Stoma kwiatami Mao", siedząc sobie na wygodnym leżaku nad basenem hotelowym.

W "Podróżach z Herodotem" autor funduje nam dodatkową atrakcję podróży w
czasie i przestrzeni, ponieważ jego relacje przeplatają się z opowieściami jego
"współtowarzysza" Herodota, którego wozi ze sobą w walizce.

Chylę tutaj czoła przed wielkim kunsztem literackim tego człowieka-wiecznego
wędrowca, niejako skazanego na trudny reporterski los gdzieś w objętej
rozruchami i wojnami Afryce. Zarówno w Hebanie, który uważam za jego
najlepszą książkę, jak i w Jeszcze jednym dniu życia, Imperium i Cesarzu oraz w
Podróżach z Herodotem ujął mnie prostotą, a jednocześnie głęboką wymową
swoich wypowiedzi.

Z opowieści, rozmów z przypadkowymi ludźmi tworzy się obraz Kapuścińskiego,
który jest zwyczajnym facetem, dobrym kumplem, bardzo towarzyskim i łatwo
nawiązującym kontakty człowiekiem. Współczującym, wesołym, zmęczonym, ale
ani na chwilę nieprzestającym komentować zastanej rzeczywistości. Często z
narażeniem życia, co najlepiej oddaje Jeszcze dzień życia.

No cóż, żal, że zabrakło już pana Kapuścińskiego wśród nas.
Chociaż tak naprawdę codziennie mamy okazję go spotkać, gdzieś wśród lwów na
pustyni lub w samym środku krwawych zamieszek - wystarczy otworzyć jedną z
jego książek i czytać, czytać, czytać.

Na pewno sięgnę po nieczytane jeszcze: Szachinszacha, Wojnę futbolową, Lapidaria.

I na pewno nie raz będę wracać do tej fascynującej literatury.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz