poniedziałek, 7 grudnia 2009

Wojciech

JUŻ JEST NA ŚWIECIE. Śpi sobie słodko na sofie obok mnie, a ja nie mogę oderwać od niego wzroku. I choć jeszcze w ciąży próbowałam go sobie wyobrażać, to w moich marzeniach nie wymyśliłam go tak cudnego, tak kochanego, tak MOJEGO. MÓJ SYN. Tak absorbujący, że potrzeba niewyczerpanej cierpliwości, aby się nim opiekować. Cierpliwości, którą ma tylko matka. Przekonuję się o tym codziennie. Mogę bez końca karmić go, tulić go w ramionach, rozmawiać z nim i zmieniać mu pieluszki. A Wojtuś jest taki bezgranicznie bezradny, bezbronny i zdany na nas, że to aż rozczulające. I już wiem, że będę go rozpieszczać i okazywać mu na każdym kroku, jaki jest wyjątkowy. Bo jest taki malutki, bo tak się na niego naczekałam. bo tak ślicznie się uśmiecha przez sen, gdy głaszczę go po główce, bo jest taki wymarzony, wyśniony. I co z tego, że nie przeczytałam jeszcze nowej książki Olgi Tokarczuk. Co z tego, że nie mogę po prostu wyjść na spacer. Co z tego, że czasem przez cały dzień zapominam się uczesać. Te wszystkie rzeczy przestają mieć znaczenie, gdy patrzę na tę słodką buźkę :)