czwartek, 29 stycznia 2009

O skuteczności śmiechoterapii


Lubię się śmiać. Jestem z natury optymistką. Nigdy nie zabieram ze sobą parasola, bo głęboko wierzę, że przecież padać nie będzie, te czarne chmury na niebie to nic... A nawet jeśli moknę, to z klasą. Idę dumnie wyprostowana i nic a nic nie przejmuję się, że zaraz suchej nitki na mnie nie będzie. Przecież z cukru nie jestem. A ponieważ nie noszę parasola, mam w mojej przepastnej, choć niedużej torbie miejsce na książki. Zawsze mam jakąś ze sobą, no bo przecież autobus może się spóźnić albo w sklepie długa kolejka.

Ale miało być o śmiechu. Czasem, właściwie często, a nawet wręcz codziennie rano jadąc windą, uśmiecham się do mojego odbicia w dużym lustrze i myślę sobie, że jestem całkiem fajna. Ostatnio, o zgrozo, przy okazji uśmiechania się, zauważyłam zmarszczki wokoł oczu, ale co tam. Jako optymistka wierzę, że mój nowy krem pod oczy je rozprostuje, szast prast i nie będzie po nich śladu.

Zdarza mi się śmiać w głos z mojego męża. On po prostu czasami jest pocieszny, wystarczy, że coś powie, a ja już się zwijam ze śmiechu. Bywa, że on nie kuma, z czego się śmieję, i wtedy trochę się denerwuje na mnie. Ale najczęściej śmiejemy się razem, uwielbiam te nasze wspólne wygłupy.

A już szczególnym powodem do głośnego śmiechu są dla mnie skecze Kabaretu Moralnego Niepokoju. Uwielbiam ich poczucie humoru i szczerze podziwiam pomysłowość i płodność artystyczną. Uważam, że dresiarz w wykonaniu Roberta Górskiego jest rewelacyjny, a już Bożydar w wykonaniu Mikołaja Cieślaka... sssuper.
Ostatnio wieczorami, korzystając z dobrodziejstw you tube'a lub itvp.pl (jako że z posiadania telewizora z rozmysłem i świadomie zrezygnowaliśmy już na dobre), fundujemy sobie z mężem śmiechoterapię z KMN. Dobrze działa na mięśnie brzucha, poprawia ogólne samopoczucie, podnosi poziom serotoniny w organizmie... same dobrodziejstwa.

Kiedyś śmiałam się z tego, co dzieje się na polskiej scenie politycznej, ale już od dawna uważam, że to raczej tragiczne niż wesołe.

A więc doktor Anna zapisuje receptę na jesiennie słoty - 20 minut śmiechu dziennie codziennie!
I żadne przeziębienie ani tym bardziej depresja nie grozi.
A u mnie znów pada, a ja zaraz wychodzę z pracy i znów nie mam parasola...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz