czwartek, 29 stycznia 2009

Cieszę się z panią, pani Olgo!


Nie byłabym sobą, gdybym o tym nie napisała.
Abstrahując od tego, co myślę o GW i Michniku, zwyczajnie ucieszyłam się,
słysząc w radiu, że NIKE przyznano w tym roku mojej ulubionej polskiej pisarce
Oldze Tokarczuk za książkę Bieguni.
Pojawienie się książki na rynku było dla mnie ważnym wydarzeniem. Nie mogę
powiedzieć, że przeczytałam ją z zapartym tchem, bo absolutnie nie jest to tego
typu literatura. Tak naprawdę "Biegunów" trzeba studiować zdanie po zdaniu
(głównie fragmenty luźno wplecione w powieść). Ale czego się nie robi dla
ukochanej pisarki... Przebrnęłam przez tę powieść może bez jakiejś wielkiej
przyjemności w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale z poczuciem, że zapoznałam
się z książką otwierającą niektóre nieco przymknięte ostatnio klapki mojego
umysłu. Już wyjaśniam: w Biegunach miałam okazję po raz kolejny przekonać się
o wielkiej erudycji autorki, o jej ciągłym poszukiwaniu ciekawszej formy i lepszej
treści.

Spotkanie z mądrym człowiekiem jest dla mnie zawsze swego rodzaju zimnym
prysznicem - oto ja, Anna, uświadamiam sobie, jak zaniedbuję się intelektualnie i
duchowo, jak porastam chwastami i zielskiem, choćby spędzając wolne chwile w
pracy na czytaniu onetu (!).
Jak już pisałam, nad książką Bieguni jeszcze spędzę trochę czasu i wtedy może
napiszę, jak ja rozumiem tę powieść. Na razie nie wiem, nie mam zdania. Książka jest tak wieloaspektowa, tak pocięta na rozmaite fragmenty, że nie wystarczy ją tak po prostu raz przeczytać i odstawić na półkę. O nie, z Tokarczuk nie można iść na łatwiznę. Jak do tej pory interpretacji powieści jest mnóstwo. A opinii o powieści i samej autorce jeszcze więcej.

I zastanawiam się tylko - Pani Olgo, dla kogo tak naprawdę napisała Pani książkę?
Jakiego czytelnika miała Pani przed oczami, stukając w klawisze klawiatury?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz