niedziela, 19 września 2010

Znów o Murakamim


Nowa pora roku za oknem, więc mój blog też przybrał nową szatę - nieco nostalgiczną, nieco surową, nieco zamyśloną - ot, taką jesienną.

Już mówimy: lato, do widzenia. Niby niewiele się zmieniło przez te wakacyjne miesiące, a ile się zmieniło! Co dzień rozpiera mnie duma, gdy patrzę na mojego synka i jego postępy. Ech, mieć tyle energii! Ech, mieć tak chłonny umysł! Można by góry przenosić. A gdy się jest dziesięciomiesięcznym chłopcem, można na przykład uczyć się chodzić. Tup tup, dreptać, trzymając mamę kurczowo za ręce. Albo można też uśmiechać się najbardziej szelmowskim i urzekającym rodzajem uśmiechu. Albo pokazywać kosi kosi łapci. Albo marszczyć nosek. Albo robić megaartystyczny bałagan w zabawkach. No, możliwości jest nieskończenie wiele. Ważne, że wszystkie te zajęcia w pełni wypełniają czas. I Wojtusia, i jego mamy. Nie nudzimy się ani przez chwilę, choć wiele osób, poobserwowawszy z boku nasze życie, westchnęłoby: co za nuda. Ja też kiedyś tak wzdychałam na przykład na widok matek z dziećmi na placu zabaw. Ale tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono. Teraz wzdycham z zachwytu nad moim dzieckiem. Bo takie już mądre. Takie wesołe. Takie MOJE.

Ostatnio czytaliśmy z Wojtusiem "Tańcz, tańcz, tańcz" Murakamiego. Ja po raz drugi, Wojtuś po raz pierwszy. Co prawda mój syn woli Lokomotywę Tuwima, ale jakoś dał się namówić na japońską literaturę.

Co ten Murakami w sobie ma??? Jak on to robi, że jego książki tak wciągają??? Patrząc na jego teksty obiektywnie, trzeba przyznać, że pisze o bzdurach, opisuje dosłownie krok po kroku dość nudne życie dość nudnego człowieka. Jego bohater to zazwyczaj obibok, który zrezygnował z pracy, rozwiódł się i teraz żyje, marnotrawiąc czas i wydając oszczędności. Wstaje, robi śniadanie, zazwyczaj grzankę z kawą, włóczy się po mieście bez celu, mijając kobiety i mężczyzn śpieszących do pracy. A jednak Murakami wplatbzduracha w fabułę liczne epizody, które sprawiają, że trudno się oderwać od książki. A to pojawiają się znikąd niesamowite osoby, które robią zamieszanie w życiu bohatera. A to nagle znajduje się on w zagięciu czasoprzestrzeni i ma do czynienia z nadprzyrodzonymi zjawiskami, jak np. przechodzenie przez ścianę czy przenikanie między różnymi światami. Czyta się to rewelacyjnie.

Pisałam o Murakamim już wielokrotnie. Niezmiennie zazdroszczę mu wyobraźni. Mój podziw dla niego wzrósł jeszcze bardziej po przeczytaniu "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu". Autor nazywa tę książkę autobiograficznym pamiętnikiem. A jest ona zapiskami na temat znaczenia biegania w życiu autora. Okazuje się, że biega on od ponad dwudziestu lat. Regularnie, na długich dystansach. Brał udział w ponad dwudziestu maratonach i wielu innych biegach zorganizowanych, również w triatlonach. I, jak przyznaje, to bieganiu zawdzięcza fakt, że pisze. Książka wspaniale oddaje swego rodzaju miłość Murakamiego do biegania. Mówi o zmaganiach z samym sobą podczas biegu maratońskiego oraz podczas każdego codziennego treningu, kiedy to trzeba po trosze walczyć z samym sobą, przemagać się i biec. Biec, biec, biec.

Jakoś jeszcze bardziej polubiłam tego japońskiego pisarza po przeczytaniu jego opowieści o bieganiu.

7 komentarzy:

  1. Aniu, kopę lat! Cieszę się Twoim szczęsciem. Ksiązkę juz sobie zamówiłam, bo Ci ufam w tej kwestii. Pisz częsciej, matko- Polko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha ha ha: "trzeba przyznać, że pisze o bzdurach, opisuje dosłownie krok po kroku dość nudne życie dość nudnego człowieka." ;)) Zgadzam się jak najbardziej. ;)) Ale i przyznaję, że i mnie hipnotyzuje swoją prozą. :) Obecnie znów jestem w jego szponach! ;))) Uczta zaczęła się wspaniale. :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty wiesz, ze dzięki tej książce zaczęłam biegać? Niesamowicie się czuję! Dzięki za inspirację.

    OdpowiedzUsuń
  4. No i przestałam biegać, bo 2 tygodnie temu złamałam nogę. Czytam za to nałogowo. Podobno 2 miesiące wakacji przede mną.
    Wesołych świąt Aniu dla Ciebie i Twojej rodzinki!

    OdpowiedzUsuń
  5. Koniecznie do przeczytania! Tym bardziej, że Norwegian Wood zauroczyło mnie dogłębnie. Uśmiecham się szeroko, widząc że lubisz Sto lat samotności :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Aniu, wracaj! Jestem ciekawa, co u Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajny artykuł! Szkoda, że teraz prawie wcale nie ma nowych postów...

    OdpowiedzUsuń