piątek, 7 maja 2010

Różne różności

Witajcie ci wszyscy, którzy jeszcze tu zaglądają w nadziei na nową notkę. Oj, należą mi się baty za takie obijanie się. Macierzyństwo jest absorbujące, ale żeby nie znaleźć chwili na skrobnięcie paru linijek? Nieładnie. Kajam się i spróbuję choć częściowo nadrobić stracony czas.

Co u mnie, a właściwie u nas? Maluszek ma już prawie pół roku (już????) i rozwija się w coraz bardziej szalonym tempie. Na tym etapie mogę powiedzieć, że mam podłogową wersję dziecka - na podłodze ćwiczy obroty we wszystkie strony i próbuje z coraz lepszym skutkiem się przemieszczać. Ma już jeden ząbek, a gdy jest nieszczęśliwy ślicznie woła "mama". I śmieje się przy każdej okazji, prezentując najpiękniejszy uśmiech na świecie. Co tu dużo mówić - jestem absolutnie zakochana w moim synku!

A ja? Hm... W jednym z seriali usłyszalam ostatnio, że po porodzie właściwie nie ma się życia - jest się tylko po to, aby spełniać zachcianki swojego dziecka. Coś w tym jest. Zwłaszcza jeśli nie ogranicza się to tylko do dnia, ale obejmuje również kilkukrotne wstawanie w ciągu nocy... Ale ostatnio postanowiłam trochę się otrząsnąć z tego zmamusienia. Kupiłam kilka nowych książek, płyt, ciuchów i kosmetyków i jakoś tak w ogóle mam zamiar znów stać się kobietą. Kto ma dziecko, ten wie, o co chodzi.

Mój powrót do świata odbywa się na kilku płaszczyznach:
Literackiej: przeczytałam książkę "Dr House i filozofia" oraz opowiadania Murakamiego "Wszystkie boże dzieci tańczą". Ta pierwsze zdecydowanie dla fanów serialu - zestawienie dr. House z Nietschem, Sartrem, Sherlockiem Holmesem. House jako retoryk zen i taoista. Dla mnie ciekawe. Druga pozycja z kolei dla wielbicieli prozy japońskiego pisarza. Krótkie opowiadania w sam raz do przeczytania w czasie trwania drzemki dziecka :) A w nich specyficzny murakamiowski klimat tajemniczości, snu na jawie i jawy we śnie, niedopowiedzenia, niewyjaśnienia plus szczypta zjawisk nadprzyrodzonych.
Muzycznej: nowa Sade i Raz Dwa Trzy "Skądokąd". Lirycznie, romantycznie, refleksyjnie.
Towarzyskiej: znajomość z sąsiadką z piętra wyżej. Wspólne kawki i gadanie o babskich sprawach (czyli dzieciach, bo sąsiadka w lipcu urodzi Kubusia).
Prozdrowotnej: codzienne długie spacery po parku. Oczywiście z Wojtusiem i sąsiadką, więc połączone przyjemne z pożytecznym. Aha, no i staram się codziennie używać kremu na noc.
Małżeńskiej: ocieplam klimat romantycznymi kolacjami przy świecach.

Nie sądziłam, że macierzyństwo potrafi aż tak przytępić inne potrzeby. Jak widać, kobieta to taka "maszyna" (bez urazy, kobietki), która potrafi, jak trzeba, zrezygnować z siebie i poświęcić się dla tej małej cząstki siebie, którą sprowadziły na świat. Mężczyźni tego nie potrafią. A więc znowu, my, baby, górą.

2 komentarze:

  1. Należą Ci się nie tyle baty, co raczej laur dla wzorowej Mamy! Szczerze gratuluję i życzę wielu pociech z Malucha!

    Muzycznie u mnie te same klimaty, a co do dr. House'a to uwielbiam go w serialu. Na książkowe dywagacje o nim na razie się nie skusiłem. Za to na Murakamiego już kilkakrotnie!

    Pozdrawiam wiosennie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj w naszym świecie Aniu! Masz tak piękne dziecię, ze wszystko Ci wybaczę. Pamietasz naszą umowę- Ty produkujesz, jak będzie nadwyżka- biorę.

    OdpowiedzUsuń