czwartek, 20 sierpnia 2009

O zmamusieniu

No i stało się. Zmamusiałam. A jeszcze kilka miesięcy temu zarzekałam się i obiecywałam sobie, że nie dam się stłamsić tej małej istotce, która we mnie rośnie. Nic z tego. Z momentem, kiedy po raz pierwszy poczułam delikatne oznaki życia w postaci kopniaków, zupełnie zawładnęła mną myśl o tym, że już nic nie jest ważne oprócz tej kruszynki. Co innego nosić pod sercem kilkucentymetrową fasolkę, co to niby jest, ale jakoś tak wirtualnie, a co innego czuć codziennie fikołki i inne gimnastyczne wyczyny kogoś całkiem namacalnego, kto wygląda już jak mały człowiek, kto słyszy, błyskawicznie interpretuje nastroje mamy i miewa sny. I nim się zorientowałam, zaczęłam z tym moim brzuszkiem rozmawiać, śmiać się do niego, głaskać go przy każdej okazji. Zawsze denerwował mnie widok ciężarnych dotykających bez przerwy swoje brzuchy. A teraz już wiem, że to nic innego jak kosmicznie silny instynkt, który z pierwszymi ruchami mojego Wojtka zaczął mi się dosłownie wylewać uszami. I potrafię spędzać godziny na "zabawie" z moim synkiem, który z całych sił próbuje się ze mną skomunikować. Jednym słowem, rozpieszczam go już teraz.
Oczywiście, nie ominął nas z mężem również szał na zakupy ciuszkowo-zabawkowo-łożeczkowo-wózkowe. Kupowanie słodkich, koniecznie bawełnianych ubranek w rozmiarze 56, wybór idealnego łóżeczka, pościeli - to wszystko obowiązkowe rytuały poprzedzające pojawienie się maluszka. Obowiązkowe w tym sensie, że stanowią jakby etap przygotowujący do faktu, że już wkrótce będzie ktoś jeszcze. Wraz z pojawieniem się w mieszkaniu tych wszystkich tycich rzeczy mamy w końcu namacalne dowody, że coś się zmienia. Jest to ważne szczególnie dla mężczyzn, którzy pozbawieni są naturalnych bodźców.

I tak to jest. Czytam ostatnio głównie gazety i poradniki o instrukcji obsługi noworodka, jak na skrzydłach lecę do naszej fantastycznej szkoły rodzenia (oczywiście z mężem u boku), szukam dla naszej trójki większego samochodu i każdego dnia zmagam się z dylematami, czy kupić wanienkę w komplecie z przewijakiem, czy osobno, oraz jaką matę edukacyjną wybrać.

No cóż, my, kobiety, jesteśmy widać tak skonstruowane, że wraz z ujrzeniem dwóch magicznych kresek niejako automatycznie zapala się w nas lampka "macierzyństwo" i nie gaśnie przez długie, długie lata.

3 komentarze:

  1. Czytam Aniu tę Twoją notkę z nutką zazdrosci. Gdybym byla pewna, ze i we mnie powstanie cos w rodzaju instynktu, moze i bym się zdecydowała, może i by się udało, moze byłabym jeszcze szczęsliwsza, może....ale nie wiem tego na pewno, a ja niewiadomych boję się jak jasna cholera. W kazdym razie pierońsko cieszę się Twoim szczęsciem- to musi byc kosmos. W sprawie maty edukacyjnej- wybierz różową, czymkolwiek ona jest- ta mata, ma się rozumiec.
    Aniu, miałam megaproblemy z komputerem, o malo nie utracilam wszystkich moich zdjęc z Maroka. Dopiero wczoraj pan sobie z tym poradził, a mąż ktory wróci we wtorek nagra, co trzeba- wybacz zwłokę.
    Nie zapomnij małemu puszczac Trójki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ano widzisz, i tak sobie wzajemnie zazdrościmy. Ja Ci wyprawy do Maroka, Ty mi mojego kosmosu. Ale oczywiście to zazdrość konstruktywna :).
    Co do Twoich komputerowych problemów, to oczywiście moje płyty są w tym namniej ważne, super, że udało się uratować resztę.
    A maluch słucha Trójki codziennie, bo z Mozarta już dawno zrezygnowaliśmy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm:) Ciekawe, jak ciąża zmienia. Mi się na razie jawi jako czas wielkiego niepokoju, choć widzę wiele przykładów "radosnego oczekiwania". Wszytsko jeszcze przede mną. Tobie życzę wszystkiego dobrego i polecam kryminał z macierzyństwem w tle "Na ratunek" Sophie Hannah. Kilka zdań o nim u mnie na blogu.
    Pozdrawiam:)
    nenneke (blox.pl)

    OdpowiedzUsuń