środa, 20 maja 2009

Sentymentalny portret Ryszarda Kapuścińskiego


To niewielkich rozmiarów książeczka, którą można przeczytać w ciągu godziny. Ja spędziłam nad nią znacznie więcej czasu. Po pierwsze dlatego, że czytałam ją ze ściśniętym gardłem i łzami w oczach, a to, jak wiadomo, utrudnia czytanie, a po drugie dlatego, że książka wzbogacona jest o liczne fotografie z pracowni Kapuścińskiego, nad którymi warto pochylić się na dłuższą chwilę.
Jarosław Mikołajewski - autor wspomnień - poeta, tłumacz, dziennikarz, był bliskim przyjacielem pisarza w ostatnich latach jego życia. Wspomina tego "swojego Ryśka" niezwykle ciepło i w sposób bardzo osobisty buduje nam portret Kapuścińskiego. Mówi o tym, jakim był człowiekiem prywatnie, jak miewał napady śmiechu:
"Podczas całej jazdy śmiał się nieprzerwanie, z trudem łapiąc oddech, w triesteńskim barze śmiał się napadowo, w drodze powrotnej wrócił do wersji pierwotnej. Po powrocie poszedł spać, wyczerpany. Kiedy spotkaliśmy się na kolacji, śmiał się znowu, pod byle pretekstem".
Pisze o długich rozmowach albo o wspólnym milczeniu, o tym, jakie twarze przybierał pisarz w zależności od sytuacji, jak wściekł się, oglądając impresję z 11 września z obrazem wieżowców, walących się w zwolnionym tempie przy podkładzie muzycznym, w obłokach kurzu.
Z tych intymnych wspomnień, napisanych z wielką czułością i wielkim szacunkiem, wyłania się obraz podróżnika-reportera-pisarza-mędrca. Człowieka, który był jednym z głównych kandydatów do Nobla, a sam o nagrodzie nigdy nie wspominał. Który rozbrajał ludzi życzliwym zainteresowaniem dla ich małych spraw. Który był jednym z największych dziennikarzy świata, a emanował pokorą i nieśmiałością.
Książka poprzedzona jest wstępem żony pisarza, Alicji Kapuścińskiej. Wspomina ona o tym, jak zabierał on w każdą podróż klucze od mieszkania, aby mieć pewność, że ma dokąd wrócić. Pisze o długich rozłąkach i o nie do wyobrażenia dla obecnego pokolenia braku możliwości skomunikowania się z drugą osobą.
Książka zawiera też zapiski szpitalne samego Kapuścińskiego z ostatnich dni jego życia. To luźny zapis obaw związanych z chorobą, bezdradności wobec niej.
Po śmierci Kapuścińskiego ukazało się wiele publikacji na jego temat. Nie wszystkie są godne zainteresowania, powstały z potrzeby rynku, bo wiadomo, że się sprzedadzą, bez względu na treść i wartość literacką i merytoryczną.
Tę książkę mogę ze spokojnym sumieniem polecić, gdyż nie sili się ona na wymądrzanie się i epatowanie erudycją, a jedynie w sposób ciepły i wzruszający daje nam możliwość poprzebywania jeszcze przez chwilę z mistrzem Kapuścińskim.

3 komentarze:

  1. Niezwykle cenna podpowiedz. Kocham Kapuscinskiego a o tej książce nie slyszalam. Pozdrawiam Mamusię. We wtorek mam nadzieję, swiętujesz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem, że kochasz Kapuścińskiego i dlatego nie mogłam tu o tej książce nie napisać :). A akurat we wtorek szykuje mi się minizjazd rodzinny, więc świętowanie będzie... przy szklance mineralnej w moim przypadku oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bido...wypiję z radoscią za Ciebie, tzn. za Twoje i dzidziusia zdrowie.

    OdpowiedzUsuń