wtorek, 3 lutego 2009

Bracia Karamazow



W ostatni poniedziałek (czyli w Dzień Świstaka) po raz kolejny odwiedziliśmy Trójkę. Tym razem w studiu im. A. Osieckiej obejrzeliśmy film Bracia Karamazow Piotra Zelenki, a potem mieliśmy okazję zobaczyć na żywo audycję Dariusza Bugalskiego, w której o filmie rozmawiał z reżyserem.

Akcja filmu rozgrywa się we współczesnej krakowskiej Nowe Hucie, w której praska grupa teatralna ma wystawić sztukę Bracia Karamazow.
Aktorzy grają sztukę od lat - i to widać, bo grają mistrzowsko. Wielką przyjemność sprawiło mi oglądanie ich na ekranie. No właśnie - Zelenka zrobił coś bardzo ciekawego - połączył w jednym obrazie kino i teatr. Ponoć zamiarem reżysera było "zatrzymanie sztuki dla potomnych".
Uwiecznienie jej na srebrnym ekranie. Tutaj wszystko toczy się jakby na dwóch planach - zawodowym, kiedy aktorzy wcielają się w Dostojewskich bohaterów, i osobistym - kiedy kłócą się między sobą, plotkują. Ich wzajemne relacje - podobnie jak relacje bohaterów spektaklu - pełne są sprzecznych emocji, od miłości do nienawiści.

Film jest niezwykły. Losy głównych bohaterów-aktorów, którzy grają samych siebie, splatają się z losem robotnika (w tej roli Andrzej Mastalerz), którego siedmioletni synek miał dzień wcześniej wypadek - spadł z rusztowania w hucie. Akcja spektaklu pochłania go jednak do tego stopnia, że zapomina o całym świecie. Dramat rozgrywany na scenie staje się dla niego ważniejszy niż jego własna tragedia.
Aktorzy grają więc później specjalnie dla niego. Spektakl staje się spektaklem jednego widza.
Teatr przeplata się z prawdziwym życiem.

Ciekawa jest scena, w której stary Karamazow ma opluć ikonę. Rekwizyt gdzieś się zapodział, więc jeden z kolegów podaje aktorowi obrazek przedstawiający papieża Jana Pawła II, który robotnik powiesił na ścianie w jednym z pomieszczeń huty. Wtedy aktor grający starego Karamazowa na chwilę zamiera, po czym udaje, że profanuje świętość. Film trzeba oglądać bardzo uważnie, aby nie umknęły nam takie detale. Bo to wszystko jest ważne. Pokazuje, że aktorzy, choć to Czesi, a więc "ludzie bezbożni" według reżysera, mają jednak jakiś system wartości.

Bardzo mi się podobała ta ekranizacja powieści Dostojewskiego. Jest nietypowa, zaskakująca. Daje pole do rozmaitych interpretacji.
Podobnie jak u Dostojewskiego stawia pytania - czy jest Bóg, czy Boga nie ma. A jeśli nie ma, to czy wszystko jest dozwolone? Polecam zwrócić uwagę na ostatnią scenę - uważny widz zauważy wtedy, że jedna z postaci ma ogon. Czy jest diabłem?

Świetny film. Zobaczcie koniecznie, bo naprawdę warto. Nawiasem mówiąc, namawiam też do spotkania z oryginałem - czyli powieścią Bracia Karamazow, bo to rewelacyjna literatura. Dostojewski wszedł do mojego kanonu autorów absolutnie koniecznych od chwili, gdy przeczytałam pierwszą stronę Zbrodni i kary.

A wracając do Zelenki - urzekła mnie osoba tego reżysera. Człowieka świetnie mówiącego po polsku, z dużym poczuciem humoru no i, przede wszystkim, z pasją do robienia filmów. Archiwalny zapis audycji oczywiście na stronie Trójki, w Klubie Trójki. Myślę, że warto posłuchać przed obejrzeniem filmu.

2 komentarze:

  1. Nawet nie wiesz, jak ja Ci zazdroszczę tej Trojki. A Bugalski....mój Boże, zaraz po Sosnowskim, prawda? Film obejrzę na pewno. Dostojewski ma równiez w moim sercu miejsce szczególne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie"anonimowy, tylko Trojkowiczka, ale nie wiem, jak to cholerstwo włączyc, żeby podpis wszedł automatem.

    OdpowiedzUsuń