
Co prawda walentynki mamy już za sobą (na szczęście to dziwne amerykańskie święto minęło w moim przypadku prawie niezauważone), ale mam zamiar napisać o książce z uczuciem w tytule.
Autora tej książki, Erica Emmanuela Schmitta, francuskiego dramaturga, eseistę i powieściopisarza, cenię za takie tytuły jak Oskar i Pani Róża, Pan Ibrahim i kwiaty koranu, Dziecko Noego, Ewangelia według Piłata, Małe zbrodnie małżeńskie.
Trochę mniej za Kiedy byłem dziełem sztuki.
A dziś rzecz będzie o książce określanej jako "ambitna literatura nurtu lekkiego", czyli o Tektonice uczuć. Każdy, kto nie spał na lekcjach geografii, mnie więcej wie, co to tektonika - przemieszczanie się warstw skorupy ziemskiej związane z zachodzącymi procesami geologicznymi.
Skąd tektonika w tytule Schmitta? Ano stąd, że miłość jest zmienna; nawet gdy sobie tego nie uświadamiamy, w naszych uczuciach zachodzą skomplikowane procesy, przesunięcia, przewartościowania.
A już miłość w wykonaniu głównych bohaterów dramatu jest szczególnie kapryśna. Diane i Richard są w sobie zakochani. Pewnego dnia Diane, siedząc obok Richarda, zaczyna taką z pozoru niewinną konwersację. Że niby już nie tęskni tak za Richardem, gdy nie widzi go przez kilka godzin, że nie wybiega, jak kiedyś, na spotkanie z nim, że on już jej nie miażdży żeber, przytulając do siebie. Jednym słowem - zwierza się partnerowi, że jej uczucia chyba wystygły, że chyba już go nie kocha.
Z jej strona jest to gra - chodzi o to, aby wywołać w Richardzie niepewność co do uczuć ukochanej i skłonić go tym samym do oświadczyń. Dzieje się jednak coś dziwnego i zaskakującego: Richard stwierdza, że faktycznie, coś w tym jest, i że jego uczucie również nie jest już tak gorące jak kiedyś. Mówi tak, ponieważ poczuł się zraniony słowami Diane. I choć wciąż ją bardzo kocha, postanawia podejść do sprawy honorowo i podejmuje decyzję o rozstaniu.
Co z tego wyniknie? Zapraszam do lektury, książeczka niewielka, więc można jej poświęcić godzinkę-dwie. Chyba że mamy coś ciekawszego do zrobienia, bo nie jest to bynajmniej książka obowiązkowa. Nic nie stracicie, jeśli jej nie przeczytacie. Dialogi są w niej dość prymitywne, postaci bezbarwne, akcja przewidywalna. Autor nie jest zdaje się w najlepszej formie.
Morał z niej taki: nie wolno bawić się uczuciami partnera i wystawiać go na próbę. Nie dość, że jest to zachowanie nie fair w stosunku do tej drugiej osoby, to jeszcze może być brzemienne w skutkach i możemy go gorzko żałować.
W miłości nie można niczego na zimno kalkulować, ani tym bardziej nie wolno manipulować drugą stroną dla osiągnięcia własnych celów.
A przede wszystkim nie wolno niczego udawać ani kłamać, bo jedno niewinnie rzucone słówko może za sobą pociągnąć lawinę zupełnie niespodziewanych zdarzeń. Bo miłość od nienawiści dzieli cienka granica.
Fragment:
Richard: Tektonika uczuć. Uczucia przemieszczają się jak płyty, które tworzą Ziemię. Kiedy się poruszają, kontynenty zderzają się ze sobą, powstają gwałtowne przypływy, wybuchy wulkanów, tsunami, trzęsienia ziemi...
Diane: Nie, Richard, płyty unoszą się i przemieszczają na powierzchni, ale przyczyna zderzeń wciąż istnieje: to ogień, który wydostaje się z głębin, radioaktywna lawa, nieustające wrzenie. I choćbym nie wiem jak odrzucała swoje uczucia, nigdy się ich nie pozbędę. Dopóki bije we mnie serce...
Przypomniała mi się taka swietna książka Bogdana Wojciszke "Psychologia milosci". Kazdy to powinien przeczytac, zeby między innymi nie wpadal w takie tarapaty. Manipulacji w dojrzałym związku mówimy zdecydowane NIE.
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś w ręku książkę pana Wojciszke, rzeczywiście kompetentne źródło wiedzy o relacjach damsko-męskich. Też uważam, że to powinna być lektura obowiązkowa w szkole.
OdpowiedzUsuń